Cóż chciałam napisać... Po pierwsze, nie mam zamiaru robić podsumować
roku. 2013 już za Nami. Postanowień nie mam z racji tego, że uważam to
za bezsensowne, ażeby z okazji w sumie po prostu kolejnego dnia życia
udawać, że od dziś będziemy idealni i wszystko na pstryknięcie palców
stanie się proste, łatwe i przyjemne i każdego dnia będziemy wstawali z
łóżka prawą nogą.
Czy Sylwester to taka poruszająca okazja? Dla mnie nie. Moje cele są niezmienne od dawna, dlatego nie będę wymyślała nowych na siłę.
Grudzień był dla mnie bardzo burzliwym i intensywnym miesiącem, stąd mało mnie tu było i w sumie długo się zastanawiałam czy do Was o tym pisać. Być może to pewien kryzys. Ćwiczenia, które nie sprawiały tak ogromnej radości i nie dawały aż tyle energii, ile potrzebowałam. Na każdym kroku ulegałam pokusom (pozdrawiam Kamilkę i Mikołaja, którzy się śmiali, że o tym podjadaniu na pewno na blogu nie napiszę ;) ) i robiłam to absolutnie świadomie. Jadłam tonę lodów, które kocham, tostów z majonezem i innych "frykasów", choć wiem, że mój organizm kompletnie tego do szczęścia nie potrzebuje. Paradoksalnie na święta schudłam, ale spokojnie... odbiłam zaraz po.
Nadchodzą zmiany podyktowane zmianom we mnie, w środku.
Zwolniłam z ćwiczeniami na rzecz biegania. I bynajmniej nie jest to żadne postanowienie, ja po prostu zaczęłam biegać regularnie.
A cóż z blogiem? Myślę, że tu też pojawią się pewne zmiany... Ale potrzeba mi jeszcze czasu.
Pozdrawiam Was i życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
No comments:
Post a Comment